Wybór kaszek dla dzieci w Polsce na pierwszy rzut oka jest przyzwoity. Jest jedno ale... ale praktycznie wszystkie w składzie mają cukier. Interes musi się kręcić. Już od najmłodszych lat wielkie firmy napędzają apetyt na słodkie. Im wcześniej dziecko dostanie, tym bardziej będzie domagało się w przyszłości. Spotkałam ostatnio takiego chłopczyka, który ma 2,5 roku i wszystkie czarne zęby. Był karmiony polskimi kaszkami. Dlatego ja nie będę podawała cukru mojemu 7 - miesięcznemu synowi. Bo po co? Nie będę go truć. A po drugie ich bazą nie jest nic innego jak pszenica, ryż czy kukurydza. Czyli mało zróżnicowany. No i zaczyna się szukanie w internecie: kaszki bezcukrowe, Holle, niemieckie, czeskie, najzdrowsze, eko. Ceny - zależy gdzie - są różne, ale przy kilku sztukach razem z przesyłką nie jest najgorzej. Jednak ja nie musiałam nic zamawiać. Miłosz ma dziadków. A dziadkowie osobiście pojechali do Niemiec. Oczywiście nie tylko ze względu na owe zakupy :) I w taki o to sposób zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami bezcukrowych superekstrazdrowych kaszek dla niemowląt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz